14 luty- dzień, który z reguły kojarzony jest z kolacją przy świecach, a na osłodę i zwiększenie endorfin koniecznie ciastko. Poglądy te jednak zupełnie nie dotyczą Rozbieganych Dobczyc.
OPOWIEŚĆ NATALII
O godz.10 wyruszyliśmy z Panią Madzią, Józiem i Terenią na Bieg Walentynkowy do Krakowa. Pan Paweł - solidny biegacz wyruszył godzinę wcześniej na własnych nogach aby móc rozgrzać się przed biegiem. Zgarnęliśmy go do samochodu, gdy zdążył już przebiec 16 km.
Na miejscu spotkaliśmy się z pozostałą częścią grupy i udaliśmy do biura zawodów po pakiety startowe. Następnie musieliśmy kierować się na start gdyż ja z Barkiem startowaliśmy o 11.30 (był podział czasowy na dwie grupy startujących ze względu na dużą ilość chętnych). Zanim jednak ustawiliśmy się na linii startu, zrobiliśmy sobie zdjęcia, sweet focie itp. z resztą grupy.
Po szybkiej sesji zdjęciowej stanęliśmy wśród "czerwonych" par, czekając na start. Odliczanie 10...9... I strzał!
Ruszyliśmy, biegniemy, próbujemy wyprzedzać, ale jest bardzo wąsko na skutek czego zaliczyłam wywrotkę, szybko się pozbierałam i biegniemy dalej. Pogoda świetna, słonko świeci, zakochani wokół tworzą romantycznie-aktywny nastrój, aż biec się chce. Do tego wszystkiego koledzy i koleżanki z naszej grupy ROZBIEGANE DOBCZYCE, którzy czekali na swoją serię biegu, dopingiem działają cuda.
Pomimo 3,5-letniego stażu biegowego, był to mój pierwszy bieg na 5-tkę.
OPOWIEŚĆ BARTKA
No właśnie, pomimo, że Natalia biega o wiele dłużej niż ja, musiałem stanąć na wysokości zadania aby zmotywować ją do szybszego biegu. Był to mój pierwszy oficjalny start. Bardzo się cieszę, że mogłem spełnić swe marzenia i znaleźć się na liście startowej biegów. Organizacja była przednia, wszystko przygotowane na medal.
Wbiegamy na metę. Jest radość. Brak zmęczenia, a wręcz przeciwnie-euforia i mnóstwo endorfin. Jest siła, którą gotowi jesteśmy przekazać naszej drużynie, która właśnie wystartowała. Niektórzy spełnili swoje marzenia, takie jak podzielenie swej pasji ze swoją drugą połówką. Takie chwile zostają z nami na zawsze. Już po 20 min wpada na metę nasza pierwsza klubowa para, a za nią kolejne. Spędzenie tego dnia z nimi było najlepszym wyborem spędzenia walentynek, bo przecież wszystkich nas łączy miłość do biegania. Dla p.Magdy był to również tak jak dla nas debiut - pobiegła pięknie.
Natomiast p.Ewa i Kamil zrobili swoje życiówki. Jesteśmy dumni, że możemy należeć do tej grupy, grupy biegaczy pełnych optymizmu i energii. Po biegu tradycyjnie robiliśmy końcowe zdjęcia z medalami na szyi, chwilę poświęciliśmy na rozmowy z zaprzyjaźnionymi klubami, bo pogoda była cudowna, wiosenna i nikomu z nas nie spieszyło się do domu. Zjedliśmy pyszną w-z'tke i czekaliśmy na losowanie nagród. Nagle w pewnym momencie ukazuje się numer 046. O jej! Natalia, przecież to nasz! Zadowoleni odebraliśmy nagrodę jaką był voucher do caffe Zaćmienie w Krakowie. To były najlepsze walentynki jakie może wymarzyć sobie każdy biegacz.
Natalia Lińczowska i Bartek Dudek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz