Ewa - rzadko się zdarza, żeby jej nie było. Jej hasło to: ,,GRUPA MOBILIZUJE”, dlatego nigdy nie odmawia, gdy ktoś ją zaprosi do wspólnego biegania: czy to treningowo czy na zawodach.
Podobno są szczęściarzami, bo ich pasja jest bardzo rodzinna. Nie mają problemu z ciągłymi startami w zawodach, bo nawet jeśli ktoś z nich w nich nie biegnie, to z wielką przyjemnością kibicują w żółtych barwach.
Na pomysł wyjazdu na Nocny Półmaraton (21km) do Wrocławia
wpadła Iwonka i jak zawsze zaraziła wszystkim swoim planem na ,,ten” weekend.
Wrocław to piękne miasto, ponad
600 000 mieszkańców, centrum kultury i stolica Dolnego Śląska.
Dlaczego mielibyśmy nie zobaczyć tej nocnej starówki, oceanarium, panoramy?
Rodzinne zwiedzanie połączone z tak ogromną dawką biegowych emocji, to coś co
Wojtany lubią najbardziej!
Nocny Wrocław z perspektywy ,,przodów”
,,Tam Rozbieganych jeszcze nie było”- taką miałem pierwszą
myśl po rzuceniu przez Iwonkę nowego pomysłu. Kilku śmiałków tj. Jancio, Iwonka
+ jej kibic Robert, Grzesiek, Fabian, Ewka (debiutantka) i ja + kibice: Madzia i Kubson oraz jak zawsze
niezawodny fotograf Kamil zdecydowało się i załatwione! Znaleźliśmy się 300km
od naszego rozbieganego miasteczka. Limit wolnych miejsc skończył się na długi
czas przed startem, ale nam się udało- zdążyliśmy. Zaczęliśmy bardzo
standardowo od odbioru pakietów, ale później szybko się zakwaterowaliśmy i
poszliśmy na kaloryczny obiad przedbiegowy. Nie tracąc ani jednej chwili
obskoczyliśmy jeszcze Panoramę Racławicką na odstresowanie, a później już tylko
myśl o bieganiu. Tysiące ludzi byli bardzo widoczni w całym mieście (chociażby
w tramwaju- śledzie w puszce to mają apartamenty!). Rozgrzewka i podróż do
swoich stref startowych, gdzie chociaż każdy ma ten sam cel, to marzenie
całkiem inne! Pogoda była rewelacyjna! Dzięki deszczykowi, który popadał u nas
po południu biegało się idealnie! Kilometry uciekały jeden za drugim w bajkowej
scenerii nocnego miasta. Niestety na udany start składa się wiele czynników, a
dobre warunki atmosferyczne to nie wszystko. Od 16 km odnowiła się kontuzja
łydek przez co ostatnie kilometry to walka głowy z nogami o ukończenie biegu.
Na mecie byłem naprawdę szczęśliwy, że to już koniec. Chwilę po mnie wpadł
Fabian i kolejni rozbiegani zawodnicy, których witałem przed metą z flagą w ręce: Grzesiek, Jancio, Ewka i Iwona. Wszyscy w połowie
królewski dystans (czyli 21km) ukończyli i nawet nie czuć było, że to środek
nocy. Niedziela i poniedziałek był czasem przeznaczonym na zwiedzanie i
szukanie krasnali (Iwonka na ich widok skakała i goniła od jednego do drugiego,
a Ewka wszystkie głaskała po najbardziej świecących i wytartych miejscach tak
na zapas, jakby czasem to miało przynieść szczęście). Ze swoimi życiowymi,
najlepszymi czasami do domów udało się wrócić oczywiście Ewce (ze względu na
swój pierwszy bieg na tym dystansie), Grześkowi (któremu udało się ,,zbić” aż 7
min), Fabianowi (który pnie się coraz bardziej do góry w swoich biegowych
osiągnięciach) i mnie również (chociaż jestem zły na siebie o 4 sekundy,
których mi brakło do ,,złamania” czasu półtorej godziny). Kolejny raz
udowodniliśmy, że można połączyć rodzinny, weekendowy wyjazd z pasją biegową i
szalonym wypademz przyjaciółmi. Jestem dumny i szczęśliwy, że zaraziłem ,,moim”
sportem drugą połówkę, która jeszcze nie dawno tylko kibicowała, a dzisiaj
pokonuje dystanse półmaratońskie. Ja będąc wcześniej na mecie (JESZCZE, nie
wiadomo jak długo taka kolejność zostanie utrzymana) w końcu mogę wesprzeć ją
na ostatnich metrach, tak jak ona zawsze wspierała mnie!
Irek Wojtan
Okiem specjalisty ze ,,środka”
O przygotowaniach do biegu nie będę się rozpisywała i powtarzała. Mówiąc krótko: było szybko i spontanicznie! Wcale nie miałam startować, ale gdy nadarzyła się okazja do odkupienia pakietu na bieg, w którym stratuje tyle ludzi i tyle biegaczy marzy o tym pakiecie, to decyzja podjęła się sama. Lekko zestresowana, ale podtrzymywana niesamowitą atmosferą na starcie ruszyłam do boju. Biegło się bardzo dobrze! Chociaż wcześniej coś strzykało, to w czasie biegu nic mnie nie bolało, dzięki czemu czas właściwie też zrobił się sam (co nie znaczy, że bez wysiłku, bo bez wcześniejszych treningów nie wyobrażam sobie skończenia tego biegu!). Po 1,5 h myślałam o Irku, który już pewnie wbiegał szczęśliwy na metę, a gdzie mi tam jeszcze było do końca! Twardziel dopiero później się przyznał, że się denerwował i bał, że będę go przeklinała za ten dystans! Nic takiego- z wielką przyjemnością odbierałam medal i gratulację, i właściwie dopiero wtedy nabrałam motywacji do zwiedzania, bo wiedziałam, że to będzie wisienka na torcie na którą sobie zapracowałam. Moi kibice też dawali moc- czekałam, aż ich zobaczę, żeby z dumą przyśpieszyć i dać im sygnał, że daję radę! Ten półmaraton pokazał, że nasze dwie połówki stworzyły cały weekendowy maraton jakim jest rodzina! A ta jedność w łączeniu podróżowania i zwiedzania z naszą wspólną pasją to coś, co napędza i daje kopa do szarej codzienności.
O przygotowaniach do biegu nie będę się rozpisywała i powtarzała. Mówiąc krótko: było szybko i spontanicznie! Wcale nie miałam startować, ale gdy nadarzyła się okazja do odkupienia pakietu na bieg, w którym stratuje tyle ludzi i tyle biegaczy marzy o tym pakiecie, to decyzja podjęła się sama. Lekko zestresowana, ale podtrzymywana niesamowitą atmosferą na starcie ruszyłam do boju. Biegło się bardzo dobrze! Chociaż wcześniej coś strzykało, to w czasie biegu nic mnie nie bolało, dzięki czemu czas właściwie też zrobił się sam (co nie znaczy, że bez wysiłku, bo bez wcześniejszych treningów nie wyobrażam sobie skończenia tego biegu!). Po 1,5 h myślałam o Irku, który już pewnie wbiegał szczęśliwy na metę, a gdzie mi tam jeszcze było do końca! Twardziel dopiero później się przyznał, że się denerwował i bał, że będę go przeklinała za ten dystans! Nic takiego- z wielką przyjemnością odbierałam medal i gratulację, i właściwie dopiero wtedy nabrałam motywacji do zwiedzania, bo wiedziałam, że to będzie wisienka na torcie na którą sobie zapracowałam. Moi kibice też dawali moc- czekałam, aż ich zobaczę, żeby z dumą przyśpieszyć i dać im sygnał, że daję radę! Ten półmaraton pokazał, że nasze dwie połówki stworzyły cały weekendowy maraton jakim jest rodzina! A ta jedność w łączeniu podróżowania i zwiedzania z naszą wspólną pasją to coś, co napędza i daje kopa do szarej codzienności.
Ewa Wojtan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz