Co takiego jest w nim niezwykłego?
Ano dystans do pokonania, który tak naprawdę każdy wybiera sobie sam z tym jednak wyjątkiem, że może przebiec od 7 km, (co równe jest jednemu okrążeniu jeziora) do maratonu, czyli 6 razy trzeba jezioro owo obiec.
Nad jezioro Paprocany z Dobczyc jest ponad sto kilometrów, więc trzeba było wcześnie wstać. Wstałam o godzinie 6 rano z myślą, że wybieram się na XXV edycję Perła Paprocan, aby przebiec NAJWYŻEJ 14 kilometrów, traktując ten bieg jako lekki trening. W drodze do Tych, Pan Jańcio powiedział, że dziś przebiegnę półmaraton. Odebrałam to na początku jako żart, bo gdzie ja bym miała porywać się na 21 kilometrów. Jednak po krótkiej rozmowie zorientowałam się, że On wcale nie żartuje …
Na miejscu powitało nas słoneczko, lekki wietrzyk i piękne jezioro. To był pierwszy raz kiedy tak bardzo stresowałam się przed jakimś biegiem, bo przyjechałam z nastawieniem na 14 km, a tu przyszło mi zmierzyć się z o wiele większym dystansem i psychicznie nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do tej myśli.
Wszyscy odebraliśmy numery startowe, dodatkowo Pan Paweł i Ewa odebrali swoje nagrody (dzień wcześniej odbyło się losowanie nagród od sponsorów wśród numerów startowych). Potem szybciutko oddaliśmy torby i inne rzeczy do depozytu, żeby jeszcze przed startem pozachwycać się jeziorem i porobić trochę pamiątkowych zdjęć.
Start nastąpił jakoś tak nieoczekiwanie. Wszyscy zaczęli biec choć nie słyszałam wystrzału (było trochę tłoczno, w końcu limit 1000 osób został osiągnięty). Cała nasza „żółta paczka” ruszyła z radością w oczach i uśmiechami na twarzy.
Pierwsze kółko przebiegłam bez problemu. Słońce świeciło mocno, na niebie nie było ani jednej chmurki. Na 2 kilometrze minęliśmy altankę przed, którą stał mężczyzna i grał na skrzypkach, fajne rozpoczęcie biegu czyż nie?. Nawet nie wiem kiedy przebiegłam pierwsze okrążenie, czyli 7 km, bo nagle przede mną pojawiła się meta, gdzie mógł skręcić każdy, kto chciał ukończyć bieg na etapie 7 km. My oczywiście pobiegliśmy dalej robiąc drugie okrążenie wokół jeziora. Pan Jańcio bardzo dobrze prowadził naszą grupkę, równym tempem, tak, aby każdy miał siłę na kolejne, już ostatnie kółeczko wokół jeziora.
I zaczęło się trzecie kółko i .... dopadł mnie kryzys, ale dzięki Panu Jańciowi, który motywował mnie do biegu i był przy mnie aż do końca udało mi się ukończyć bieg, czyli 21 km. Na mecie pomimo tego, że otrzymałam medal nie mogło do mnie dotrzeć, że przebiegłam swój pierwszy półmaraton. Miałam cały czas wrażenie, że zaraz będę musiała biec dalej choć było już po wszystkim.
Po 7 kilometrach Magda odłączyła się od nas z powodu lekkiej niedyspozycji kostek. Ewka pomimo lekkiego przeziębienia również ukończyła swój pierwszy półmaraton. Iwonka tak jak my przebiegła 21 kilometrów, natomiast Pan Paweł wykręcił 28 kilometrów. Wszyscy zostaliśmy nagrodzeni WIELKIMI medalami.
Potem szybki posiłek, który dostawali uczestnicy biegu i całą żółtą szarańczą udaliśmy się do lodziarni na pyszne lody. Następnie torby zostały odniesione do samochodu, a nasze nogi poniosły nas na pomost, który znajdował się nad jeziorem i wylądowały w zimnej wodzie.
Po dłuższej chwili odpoczynku po wyczerpującym biegu, naszym celem stała się pizzeria, gdzie spędziliśmy dobrze czas, planując kolejne biegi. Z super wspomnieniami wróciliśmy do domu.
Powiem wam w sekrecie, że półmaratony najlepiej biegnie się, gdy człowiek nie jest tego świadomy i dowiaduje się dopiero w połowie drogi.
Planujemy większą ekipą udać się tam jeszcze raz na jesienną edycję Perły Paprocan, gdzie będziemy mogli wypełnić dziurę w medalu. Bo medale z edycji wiosennej i jesiennej uzupełniają się wzajemnie tworząc cały, piękny, niepowtarzalny medal. Kolejna edycja biegu w tej pięknej okolicy odbędzie się w październiku.
Już nie mogę się doczekać!
Klaudia Para
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz