wtorek, 2 maja 2017

42 km do pełni szczęścia

Ulica Grodzka w Krakowie wydaje mi się piękna jak nigdy! Tłum kibiców, brawa, krzyki dopingujących ludzi! Jeszcze tylko skręt w prawo na płytę Rynku Głównego i medal znajduje się na mojej szyi!!!  Mieszanina emocji jest trudna do określenia – euforia, radość, zaskoczenie, duma, wzruszenie – można by długo wymieniać – TEGO NIE DA SIĘ OPISAĆ  -TO TRZEBA PRZEŻYĆ!!  


Ale może trochę cofnę się w czasie…
 - Może byśmy tak maraton spróbowali zrobić? Żółci z Rozbieganych zapisy grupowe robią to można by się podpiąć i spróbować.. – Maraton? Ja wiem...  może? Tak mniej więcej przebiegała zupełnie niezobowiązująca rozmowa z Grześkiem na korytarzu dobczyckiego ZS. Dalej już poszło lawinowo – szybka wizyta w świątyni dobczyckich biegaczy  - Bibliotece,  rozmowa z Pawłem, którego rady i zachęty zaowocowały założeniem żółtych koszulek i utwierdzeniu nas w przekonaniu, że to możliwe… Przygotowania do Cracovia Maratonu rozpocząłem w grudniu, wydłużając niedzielne rozbiegania o dodatkowe metry. Niestety  dość szybko okazało się, że z tym efektem cieplarnianym to jeszcze nie tak do końca i zima potrafi zaskoczyć nie tylko kierowców ale i biegaczy.  Początkowo nie wszystko szło jak sobie na lodówce rozpisałem, ale jako urodzony optymista byłem dobrej myśli. Ostatni długi trening odbyłem w Ustrzykach Dolnych, gdzie trudna ale bardzo malownicza trasa nie sprawiła mi większych trudności – jest dobrze –pomyślałem sobie wtedy.


Kraków  - godzina zero
Muzyka – działa, żele – są! Dam radę? Czy jestem dobrze ubrany? Może za mało się nawodniłem? – Pewnie za mało!  – setki myśli kłębią się w głowie.  Kilka sekund wcześniej rozległ się huk pistoletu startowego a my z grupką biegaczy stoimy schronieni przed deszczem pod namiotem sponsora rozdającego wodę. I w końcu ruszamy ! Jako zapisany w strefie czasowej 4.30 – 5.00, napotykam sympatycznych zajączków z balonami 4.45. – Biegniecie z nami?  - Pewnie! Który raz? – Pierwszy! To na pewno  tutaj? – Eeeee. No tak.


Trasa
Już na samym początku Rozbiegani dodali mi skrzydeł – dla takich wariatów to ja  muszę dobiec! Stojący na murku wrzeszczący na cały głos kangurek to niezbyt częsty widok.– Macie niesamowity fanklub! – krzyknęła biegnąca obok dziewczyna!  Byliście najlepsi na trasie!!
Pierwsze okrążenie udało się przebiec bardzo przyjemnie. Fakt, że byłem dość ostrożny i starałem się nie zrywać wolnego tempa – w końcu zostało jeszcze 21 km, a to nie przelewki. I znowu „żółty tłumek” ustawiony przy bulwarze dopinguje tak, że trudno utrzymać nogi w ryzach  - dwumetrowiec z mikrofonem wychodzi z siebie…
Drugie okrążenie. Zaraz się zacznie, zaraz się zacznie – takie myśl chodziły mi po głowie na Alei Pokoju, gdy powoli wyłaniała się bryła Tauron Areny – to już 30 km.  Grzegorz narzeka na buty – musi zwolnić. 35 ,38, 40 km  - mega doping po raz kolejny! Ostatnie dziesięć kilometrów biegło mi się najlepiej – I w końcu Stare Miasto – Grodzka piękna jak nigdy…. Nigdy tego nie zapomnę!
Myślałem, że będę padał ze zmęczenia, ale rozpierała mnie energia na mecie! Myślałem, że powiem – nigdy więcej, ale powiedziałem -  chcę więcej! Ale teraz odpocznę.
Na koniec wielkie podziękowania dla całej ekipy RD – za  moc dopingu i za to ! Dla Pawła za słowa zachęty!

Paweł Kniaziowski