środa, 27 września 2017

Biegamy, bo lubimy dobrą zabawę!

Chociaż każdy z nas jest zupełnie inny, to wszystkich członków naszej Rozbieganej grupy łączy jedno: pasja do biegania i nieustanna chęć dobrej zabawy! A co za tym idzie? Oczywiście mnóstwo wyjazdów, spotkań biegowych i możliwości, aby zdrowo się pośmiać! 



W ubiegły weekend możliwości i do zabawy i do porządnego wycisku mieliśmy mnóstwo! Zacznijmy więc od początku i zobaczmy jak biegało się naszym zawodnikom w Warszawie, Zakrzówku i Wieliczce! 

Przenieśmy się na chwilę do stolicy naszego kraju. Wyobraźmy sobie miasto pełne biegaczy, a wśród nich grupę szczęśliwców, którym zawsze świeci słońce. Chociaż nie wszystko szło kolorowo- zapomniane czipy, rozładowane telefony i grypa żołądkowa- to nic nie przeszkodziło nam w tym, co Rozbiegani lubią najbardziej- bieganiu i dobrej zabawie. O tym, co takiego działo się w stolicy opowiedzą Ania, Paweł i Tomek- przedstawiciele wszystkich dystansów 
biegowej Warszawy!



Sen o Warszawie...
"PZU Maraton Warszawski- wszystko zaplanowane w szczegółach, a życie jak zwykle zweryfikowało postawione zamierzenia. W sobotę po południu okazało się, że niestety uaktywnił się wirus żołądkowy sprzedany przed wyjazdem przez córkę. Zapas węglowodanów szybko się opróżnił, a na ładowanie nowych nie było szans. Zostało podjęcie decyzji: biec, czy nie biec. Jeszcze wieczorem myślałam o rezygnacji i przełożeniu startu na Rzeszów. Rano podjęłam jednak decyzję, że jak już jestem w Warszawie, to muszę spróbować. Wiedziałam, że zamierzony plan ciężko będzie zrealizować, ale bez walki się nie poddam.Najbardziej bałam się reakcji pustego żołądka na żele energetyczne, ale na szczęście obyło się bez atrakcji na trasie. Super szło do 35 km- niestety odwodnienie dało o sobie znać na ostatnich kilometrach i brakło energii. Ostatecznie życiowkę udało się poprawić prawie o 2 minuty. Myślę, że gdyby nie bardzo dobre przygotowanie- wielkie podziękowania dla trenera Ilya Markov- tego wyniku nie udałoby się wywalczyć. Niedosyt trochę został, ale myślę, że żal jakbym nie zaryzykowała byłby jeszcze większy. Żółty doping na trasie bezcenny. Dzięki Sławek za eskortę do mety. Życzę wszystkim takiego wsparcia. W grupie jest mega siła. Jeszcze raz dzięki wszystkim.  Do następnego maratonu- tam odbiję sobie z nawiązką."
Anna Drzyzga-Błaszczyk



Nie chcemy być gorsi!
,,Kiedy nasi najwspanialsi maratończycy podjęli decyzję o starcie w Warszawie, ja, Magda i Kamil nie pozostaliśmy obojętni i zdecydowaliśmy się wystartować w sztafecie maratońskiej, by choć trochę móc poczuć smak królewskiego dystansu maratonu. Sztafeta składała się z 3 etapów. Pierwszy liczył ok. 9.5 km i biegł go Kamil. Drugi najdłuższy, bo ok. 22.5 km wziąłem na swoje barki, a trzeci ostatni czyli ok. 10 km pobiegła Magda. Każdy z nas dał z siebie wszystko, dzięki czemu dobiegliśmy na metę jako 71 sztafeta. Jak wiadomo w grupie siła, dlatego postanowiliśmy z Kamilem, że wbiegniemy z Madzią razem na metę, żeby wspomóc ją w ostatnich metrach biegu i cudnie uwieńczyć wspólny start w sztafecie. "
Paweł Urbański


Warszawska ,,piątka"
,,W miniony weekend wraz ze znajomymi z ROZBIEGANYCH DOBCZYC wybraliśmy się na biegowy podbój Warszawy. W dniu biegu od samego rana byłem jakiś poddenerwowany i rozkojarzony- zapomniałem sobie przygotować coś do jedzenia przed startem ,w moim pakiecie startowym nie miałem agrafek do przypięcia numeru startowego i co najgorsze- w drodze na start zorientowałem się, że nie mam chipa, bo zostawiłem go w miejscu gdzie nocowałem, a to był drugi koniec Warszawy. Jakoś z tymi problemami sobie poradziłem- od kolegi coś zjadłem agrafki też się załatwiło, a i chipa dosłownie na 3 minuty przed startem udało się mi dostarczyć (podziękowania dla mojej Ilonki).
W Warszawie startowałem na dystansie 5 km i z tego biegu jestem zadowolony ,choć zawsze mogłoby być lepiej. Przed startem zakładałem, że pobiegnę na okolice 18 minut- no i się udało w 100% , ale szanse na zrobienie swojej życiówki na 5 km były ogromne, bo biegło mi się rewelacyjnie. Od samego początku biegłem równo i w miarę spokojnie, założone tempo biegu realizowałem idealnie, ale po 3 kilometrze zrozumiałem, że do mety nie jest daleko, a ja tak na prawdę nie jestem jakoś zmęczony. Postanowiłem troszkę przyspieszyć i urwałem się małej grupce, z którą biegłem od samego początku. Zacząłem doganiać i wyprzedzać innych biegaczy, którzy byli sporo przede mną. Wbiegając na metę czułem się naprawdę dobrze, nie byłem mega zmęczony - po prostu to był mój dzień i wykręciłem 17'47'', czyli o 1 sekundę od mojej życiówki. Troszkę żałowałem, że początkowe 3 kilometry pobiegłem tak zachowawczo, bo była ogromna szansa na super czas, no ale trudno się mówi. Następnym razie muszę w siebie bardziej uwierzyć i od samego początku mocno biec."
Tomasz Kupiec



Idźmy dalej, a raczej biegnijmy... na Zakrzówek, gdzie wśród bajecznych widoków biegowe ścieżki przemierzała inna reprezentacja Rozbieganych. O tym, jak się biegało opowiedzą Radek i Łukasz. 



Powtórka z rozrywki
,,Bieg na Zakrzówku odbył się już po raz drugi. Był on zwieńczeniem cyklu ITMBW 2017 ( w którego skład wchodziły jeszcze: Bieg Walentynkowy, Biegiem na Bagry oraz Bieg Swoszowicki). Trasa była mi znana sprzed roku. Mimo obfitych opadów deszczu w ubiegłym tygodniu organizatorzy dołożyli wszelkich starań, aby warunki do rywalizacji były jak najlepsze. Wymagający podbieg, piękne widoki na zbiornik Zakrzówek, idealna pogoda - to wszystko sprawiło, że czas podczas biegu upływał niesamowicie szybko. Osobiście jestem bardzo zadowolony z wyniku - w przeciągu roku udało mi się poprawić rezultat na tej trasie o prawie 10 minut. Na pewno bieg ten był znakomitym przetarciem przed Biegiem 3 Kopców na którym pojawimy się już większa ekipą Rozbieganych."
Radek Budzowski



O podbiegach i drugim życiu
,,"Biegiem na Zakrzówek 2" to był mój pierwszy bieg z cyklu biegów organizowanych przez ITMBW. Zdecydowałem się tylko na start w biegu na 3 km z powodu odniesionej niedawno kontuzji. Start biegu był wyznaczony na godzinę 12, więc po przybyciu na miejsce, szybko odebrałem numer startowy i przystąpiłem do porządnej rozgrzewki. Po strzale z pistoletu wyruszyliśmy na trasę. Pierwsze kilkaset metrów okazało się bardzo wymagające z powodu zdradzieckiego błota. Każdy następny krok mógł się skończyć bolesnym upadkiem, czego niektórzy rywale doświadczyli. Następnie przed nami wyłowił się niewielki podbieg, który dość sprawnie pokonałem. Zmieniła się też nawierzchnia, z kamienistej na asfaltową, więc mogłem spokojnie przyspieszyć zbiegając, nie ryzykując przy tym upadku. Najcięższy punkt na trasie znajdował się ok.1,5 kilometra od miejsca startu. Do pokonania miałem ok. 300 metrowy podbieg, który okazał się bardzo ciężki. Pod koniec podbiegu z powodu kryzysu, przeszedłem do marszu. Na szczęście na szczycie wstąpiły we mnie nowe siły i wąską ścieżką prowadzącą przez las pomknąłem do mety. Po wybiegnięciu z lasu wyłonił się wspaniały widok na cały zalew Zakrzówek. Do mety pozostało już tylko kilkaset metrów. Goniłem dwóch biegaczy. Gorący doping Radka sprawił, że jeszcze bardziej przyspieszyłem. Niestety rywale okazali się zbyt mocni. Przekroczyłem linię startu osiągając czas 15:45. Następnie otrzymałem ładny medal, który zawiśnie na mojej ściance z medalami."
Łukasz Paszt


To jeszcze nie koniec naszych weekendowych zmagań... Końcowym punktem na trasie biegowych podróży jest Wieliczka, gdzie głównym bohaterem jest półmaraton, o którym opowie Paweł.


Wielickie górki po raz trzeci
,,Półmaraton Wielicki to dla mnie wyjątkowy bieg. Mój pierwszy półmaraton zapamiętam na zawsze. Deszcz, zimno, wymagające podbiegi i w końcu medal – tak było w 2015 r. Dwa lata później po raz trzeci stanąłem na starcie przy Solnym Mieście tym razem doskonale zdając sprawę z jaka trasą się spotkam. Miałem mały rachunek do wyrównania. Razem z Grzegorzem wystartowaliśmy z planem złamania własnych życiówek. Pierwsze 10 kilometrów biegło się bardzo przyjemnie, co potęgowała ładna pogoda! Po raz pierwszy w historii biegu wyszło słońce! Niestety w moim przypadku planu nie udało się zrealizować. Na 15 km. zacząłem tracić siły, co przy kolejnych podbiegach skutkowało zmianą tempa biegu, a w ostateczności czasem 1h 57min na mecie. Lepiej niż przed rokiem ale…no cóż …chyba mam znowu jakiś rachunek do wyrównania! Taka już nasza- biegaczy choroba, ale dobrze mi z tym.
PS. Grzegorz poszedł jak strzała zdobywając kolejną życiówkę! A wierzcie mi , w Wieliczce to nie jest łatwa sprawa – Szacun kolego! PS. 2 – Nowe softy robią robotę! Spojrzenia innych grup – bezcenne!"
Paweł Kniaziowski

Tym sposobem Rozbiegani dokładają kolejne kilometry do swoich biegowych statystyk. Jesień dopiero się zaczyna - czas pokazać jeszcze więcej! 

środa, 6 września 2017

ROZBIEGAMY TĘ JESIEŃ!



Wraz z początkiem września rozpoczynamy sezon na starty w zawodach sprawdzające naszą formę po letnich treningach. W czasie ostatniej niedzieli ( 3 września) nasza grupa rozbiegała się po Tychach, gdzie część z nas zmierzyła się z dystansem półmaratońskim (21 km), część z popularną ,,dyszką”, a część kibicowała i zagrzewała do walki naszych zawodników.

Zobaczcie sami, co o swoich startach mówią nasze słoneczka i jakie wrażenia towarzyszą reprezentantom obu dystansów!




Ledwo dycha, czy nie dycha?- Sławek na trasie 10 km

Cześć to ja Sławomir!

W drodze powrotnej z naszej biegowej niedzieli w Tychach dowiedziałem się, że jako jeden z nowych członków ROZBIEGANYCH powinienem przygotować relacje z mojego biegu -10 km. Opierałem się przez chwilę (jakieś 2 minuty), ale pod naporem argumentów uległem.

Zacznijmy od początku:

Niedziela, 8 rano, szybki załadunek do busa i w drogę. Trasa przeleciała bardzo szybko, bez żadnych komplikacji, w radosnej atmosferze RD i przyjaciół z Gdowa i Myślenic .

Na miejscu w spokoju odebraliśmy pakiety startowe i oczekiwaliśmy na start. Tuż przed ustalonym czasem startu wyszliśmy na krótką, ale intensywną rozgrzewkę. Gdy wybiła godzina 12.30 wszyscy ustawieni byli już na starcie. Jeszcze tylko odliczanie- 3, 2, 1 i ruszyliśmy. Właściwie pierwsze metry to był powolny trucht spowodowany bardzo dużą ilością zawodników. Od startu ruszyłem wolno- wraz ze mną biegała Magda- i tak było kilkaset metrów. Niestety z wielką przykrością musiałem ją zostawić i przyspieszyłem dosyć ostro. Jednak przez jakieś 3 km od startu było bardzo ciasno i czasem musiałem się przeciskać między zawodnikami. Z każdym kolejnym kilometrem robiło się trochę luźniej, więc mogłem jeszcze bardziej przyspieszyć . Po drodze miałem kolejnych zawodników z RD, ale nie dlatego, że jestem taki szybki tylko dlatego,  że oni mieli do przebiegnięcia półmaraton.


 
Pierwsze oznaki zmęczenia zacząłem czuć po 5 może 6 km, ale z pomocą przyszedł mi lekki spadek terenu, a po jakimś czasie na trasie czekali nasi WSPANIALI ROZBIEGANI KIBICE i to dało mi drugi oddech. Czułem, że znów mogę biec szybciej. Starając się nie myśleć o zmęczeniu mijałem kolejnych zawodników. Następny wielki kryzys dopadł mnie w granicach ok.9 km, od którego to zaczynał się ostatni podbieg przed metą. Po pokonaniu wzniesienia byłem tak zmęczony, że marzyłem tylko o zakończeniu biegu. Ostatnie metry to była walka z samym sobą i z jakimś przyzwoitym wynikiem . Po przebiegnięciu mety czułem wielką radość z dobrego wyniku i z tego, że w końcu ten bieg się skończył. Po otrzymaniu pamiątkowego medalu wróciłem do naszej ROZBIEGANEJ ekipy i czekaliśmy na resztę naszych zawodników. Po zakończeniu wszystkich biegów udaliśmy się na dekoracje zwycięzców, a następnie w wesołą drogę powrotną do domu.

                                                                                    Sławomir Bryl


Powitanie biegowej jesieni – Półmaraton Tyski

3 września 2017 zawitaliśmy do Tychów. Rywalizacja przebiegała na dwóch dystansach: w biegu głównym półmaratonie oraz w biegu na 10 km. Każdy z nas znalazł coś dla siebie ;) Większa część wybrała półmaraton.

Na Śląsk wybraliśmy się dużą grupą i jak to każdy z Rozbieganych ma w zwyczaju obraliśmy duże cele. Pogoda od rana nie była dobra. Niesprzyjająca aura nie mobilizowała. Pomimo tego nikt nie miał zamiaru odpuszczać. Wspólne rozmowy w trakcie podróży pozwalały na odpowiednie dobranie taktyki do panujących warunków i przygotowanie przedstartowe. Na miejscu byliśmy dużo wcześniej. Tuż przed rozpoczęciem zmagań deszcz ustąpił. Całą grupą udaliśmy się na rozgrzewkę. Ostatnie poprawki, wskazówki od kolegów i start.


Początkowo trasa półmaratonu prowadziła ulicami miasta. Po pokonaniu 12 km wbiegliśmy w 5-6 km teren (ubite trakty leśne) wokół jeziora Paprocańskiego. Następnie powrót na asfalt i tak do końca,  do mety. Doping kibiców dodawał sił w utrzymywaniu założonego tempa oraz wiary w końcowy sukces. Najtrudniejszym momentem zmagań okazał się końcowy odcinek. Około 2 km podbieg z jednym stromym 400-500 m fragmentem był bardzo wymagający. Po pokonaniu tej przeszkody nawet eRDuś w strefie kibica (bezpośrednio przed metą) stał się mniej widoczny ;)


Najlepszy wynik spośród Rozbieganych uzyskał Irek (1:24:10). 3 miejsce w kategorii wiekowej i pobicie rekordu naszej grupy w „połówce” to super wynik. Wyróżnić należy też Pawła. Jego czas 1:25:59  robi wrażenie. Wśród kobiet trzeba wspomnieć o Ani, która wspaniale się zaprezentowała i pobiła rekord życiowy – 1:34:57 (2 miejsce w kat. wiekowej). Podziękowania należą się też Tomkowi za wsparcie Ani i mocne tempo.

Pozostałe wyniki:

Kamil 1:28:30

Łukasz 1:35:23

Paweł II 1:44:36

Kamil Sajak


Podsumowując: rozpoczęliśmy tą jesień z wielką pompą i wcale nie mamy zamiaru odpuszczać!
Mamy Wam jeszcze do pokazania sporo naszych możliwości...