poniedziałek, 19 września 2016

Małopolski Bieg drogą św. Jakuba

Na początek nadmienię ze Myślenice to piękne miasto, niemalże 20 tysięcy mieszkańców.
To właśnie z niego rano wyruszyłem w stronę najbardziej rozbieganej osady w południowej Polsce. Mała teleportacja i jesteśmy już wraz z grupą w kolejnej lokacji - Więcławice Stare zwane dalej startem i metą kameralnego biegu szlakiem św. Jakuba. 



Ale nie rozpędzajmy się tak szybko, jak Paweł Piwowarczyk przed metą biegu na 12.5 km, bo najpierw start adeptów.  Nad boiskiem rozciągał się głos Pawła Żyły niczym krok naszego najmłodszego reprezentanta tego biegu Jakuba.
Myślę, że już na starcie miał zaplanowany każdy krok niczym organizatorzy każdy moment zawodów.  Ruszył z niezwykłą energią, z którą również wbiegł na metę.  Determinacja to słowo, które rysowało się na jego twarzy właśnie w tej chwili.
W międzyczasie odebraliśmy babeczki firmy boskie ciało, przynajmniej moje takie było. Inny mieli chyba boskie ciacho, ale nie każdemu się zawsze trafi. Głównym punktem imprezy w sumie był bieg. Niektórym się spieszyło na metę wiec biegli dystans 7.5 km, a tym co mieli chwilę więcej, żeby się poruszać wybrali drogę na około, czyli 12.5 km.
 Pomimo że wybrałem krótką trasę, na początku bałem się, jak to Magda mi poradziła, nie spalić. Sam nie wiem czemu, bo przecież prawie na każdym zakręcie stali strażacy jakby akurat...  więc starając się utrzymać równe tempo spotkałem Panią Magdę i wspólnie spędziliśmy w podróży około kilometra, tak czuję po kościach. Później przyszły zmiany i lekko poszedłem do przodu. Pomimo tego zacząłem się czuć jak tir na autostradzie, którego wyprzedają osobówki, ponieważ tuż obok mnie z niezwykłą prędkością przebiegała sztafeta z okolicznych szkół.  Przyszła potem do mnie chwila odprężenia, zamknąłem oczy i poczułem wewnętrzny spokój niczym tybetańscy mnisi. Wszystko to, aby móc odnaleźć wewnętrzne tempo ale niestety wystąpił problem. To znaczy ja bardziej wystąpiłem, ale z trasy w stronę trawnika. Na tym zakończyłem moje poszukiwania, ale czułem, że biegnie mi się nawet dobrze. Były nawet momenty kiedy wyprzedzałem. Trasa i pogoda bardzo mi odpowiadały ale nie chciałem za bardzo przyspieszać, bo legendy głosiły o długim podbiegu pod koniec biegu. Na jednym z fragmentów spotkałem krowę, ale nie mieliśmy czasu porozmawiać, bo ja wciąż biegłem. I natrafiłem na jakąś górkę. Tym razem z szeroko otwartymi oczami, wrzuciłem przełożenie 2/3 i pedałowałem równym tempem, twierdząc że tak będzie łatwiej niżeli biec, jak inni. W sumie ta wizja jazdy na rowerze pomogła. Przy bufecie spytałem, który to kilometr, z relacji wodzianki wyszło że 10. Pomyślałem że nieźle sobie radzę skoro to 10 km na 7.5, więc nie zwlekając wbiegłem na metę. Cześć grupy już tam była, ale tylko ta część, której się spieszyło oraz wierni kibice. Dostałem słoneczny medal i poszedłem kibicować Pawłowi.  Wleciał niczym Apollo 11 w atmosferę, z wielkim błyskiem. W jego przypadku był to błysk flesza reporterki Dziennika Polskiego, do którego Magda i Maleństwo udzielili wywiadu. Potem została już tylko dekoracja w nieco deszczowej aurze. Magda zajęła 3 miejsce w swojej kategorii wiekowej, natomiast nasz reprezentant NASA uplasował się na pierwszym miejscu również w swojej kategorii, spełniając tym samym swoje marzenie.
Następnie długo wyczekiwany moment losowania roweru. Wszyscy mieliśmy problem jak zapakować rower do naszych aut, ale postanowiliśmy się nie martwić i odstąpiliśmy tego szczęścia, Ukraińcowi, który też miał mały kłopot. Sam na bieg przyjechał już jednym. Z nadziei, że ów sportowiec jakoś rozwiąże sprawę holowania, uciekliśmy przed deszczem i udaliśmy się w stronę domów…, w których pozostały już medale i ciepłe wspomniana po starcie i mecie.

Kamil Sorocki




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz