sobota, 28 maja 2016

Takie małe, a cieszy, czyli o Biegu Sieprawskim z niespodzianką

Chyba nadal jestem w szoku i co chwilę spoglądam na swoją statuetkę, którą dzisiaj dostałam po biegu i mrugam oczami sprawdzając czy nie zniknie, czy to nie sen. No nie mogę uwierzyć, że ją mam.

Oj bardzo nie chciało mi się dzisiaj biec w biegu w Sieprawiu pod Krakowem (III Bieg Sieprawska Piątka). Niby tylko 5 km, ale byłam lekko zmęczona po wczorajszo-dzisiejszym świętowaniu Dnia Matki. Do tego ten okropny upał - żar lał się z nieba i ta trasa - dosyć wymagająca. Owszem, mogłabym ją przebiec z zamkniętymi oczami, bo to tereny blisko domu, więc znam je jak przysłowiową własną kieszeń, ale te 5 km składało się z wielu podbiegów, ot takie to garby sieprawskie. Mój syn, który miał biec w biegu dla młodzieży na 2 km w ostatniej chwili się wymiksował zwalając winę na jakiś tam nieistniejący ból nogi. Stwierdziłam, nie to nie, nic na siłę, a ja pomimo tego, że tak bardzo wszystko było na "nie" to pojechałam na start i wzięłam udział w tym biegu. Muszę dodać, że mój zegarek z gps też był przeciwko mojemu bieganiu, bo zwariował. Pierwszy raz w swoim zegarkowym życiu nie zlokalizował się w miejscu gdzie powinien, czyli w Sieprawiu, a zawędrował gdzieś pod Myślenice, dlatego według niego pierwszy kilometr przebiegłam w tempie 2.30, drugi 2.25, a kolejne 14 min, 13 min itp.
Oczywiście już  po pierwszym kilometrze gdy zobaczyłam te 2.30 na zegarku to wiedziałam, że się zbuntował, bo nawet Kenijczycy tak szybko nie biegają, a gdzie dopiero ja z moimi dodatkowymi kilogramami i po nieprzespanej nocy. Biegłam więc bez świadomości jakie mam tempo, bez sprawdzania, tak na luzie, momentami szybko maszerując pod górki, gdy już nie miałam siły, nie mogąc się doczekać kiedy zobaczę metę. Wiedziałam, że nie mam co liczyć na żadne podium nawet w kategorii wiekowej pomimo tego, że był to lokalny, mały bieg, bo znałam większość startujących zawodniczek i wiedziałam, że są szybsze ode mnie. Dlatego jakież było moje zdziwienie gdy dowiedziałam się, że byłam pierwszą kobietą z gminy, która przekroczyła linię mety.
Szok i niedowierzanie! Wywołali mnie i poszłam na to podium, zupełnie nie wiedząc czy mam na nim stanąć czy nie, i co się wokół dzieje. Jakoś tak nie mam doświadczenia w stawaniu na podium. To było lekko onieśmielające, tyle ludzi się na człowieka patrzy, biją brawo, robią zdjęcia. Z tego wszystkiego zapewne wyszłam na tych zdjęciach jak ostatnia ofiara z dziwną zszokowaną miną. W tych kilkunastu sekundach nie przyszło mi do głowy, że należy wciągnąć brzuch (wiadomo czemu ) i ustroić twarz w najbardziej olśniewający uśmiech jaki udałoby mi się wykrzesać (nad tym uśmiechem to muszę jeszcze popracować przed lustrem, bo do tej pory nie miałam takiej potrzeby, a tak sobie myślę, że nie wiadomo co się człowiekowi kiedy może przydać). Dostałam piękną statuetkę i nagrodę w postaci koperty. Było to niesamowite i wspaniałe doświadczenie. To nieprawdopodobne ile radości potrafi dać taka mała statuetka. Radości i kopa motywacyjnego do dalszego biegania.
Ale nie tylko ja stałam na podium z ROZBIEGANYCH DOBCZYC. Moi koledzy Tomek i Jańcio też stanęli na pudle zajmując trzecie miejsca w swoich kategoriach wiekowych, tylko dla nich to chleb powszedni, bo są po prostu szybcy i nie przeżywali tego tak jak ja, czyli nie machali każdemu napotkanemu znajomemu statuetką przed oczami. No cóż, to jest moja pierwsza biegowa nagroda i dlatego czuję się usprawiedliwiona.
Muszę jeszcze dodać, że nasza grupa licznie stawiła się na biegu w Sieprawiu.
W biegu dla dzieci wziął udział Kacper, dla młodzieży (2 km)  Wiktoria, a w biegu głównym (5 km) startowali: ja, Marta, Tomek, Irek, Mateusz T., Łukasz, Radek i Grzegorz. Natomiast Ilonka nam kibicowała i robiła za nasz przenośny depozyt.

Iwona Turcza














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz